POD OKUPACJĄ
1939–1941Organizacje humanitarne
Polski Czerwony Krzyż
Edyta (Eleonora) Małysz-Koczorek, sanitariuszka drużyn ratowniczych PCK:
W lipcu 1939 r. w ramach Pogotowia Harcerek skierowano mnie na kurs samarytański w Chorzowie. W sierpniu wysłana zostałam na kurs łączności do Rabsztyna organizowany przez Komendę Chorągwi. Z powodu krytycznej sytuacji politycznej harcerki ze Śląska otrzymały rozkaz natychmiastowego powrotu do domu i zgłoszenia się do Pogotowia Harcerek. Droga była już wtedy najeżona trudnościami: szosy pełne ludzi, nad głowami samoloty.
Zgłosiłam się natychmiast do punktu Pogotowia przy ul. Sienkiewicza, gdzie właśnie pełniła dyżur dh. Hilda Stefanik. Wyznaczono mi dyżur na niedzielę 3 września, od 6-ej rano. Wyprałam więc mundur harcerski, lecz nie mogłam stawić się na dyżur, gdyż w nocy z 2/3 września około godziny 2-giej przybiegła moja matka, która pełniła nocny dyżur w Oddziale PCK oznajmiając, że na rozkaz władz miejskich (a ja pracowałam w PCK) ruszamy całym oddziałem sanitarnym samochodem w kierunku Opatowa. […] W Będzinie zostaliśmy podzieleni na 2 grupy. Jedna część starszych sanitariuszy wyjechała wraz z częścią sprzętu sanitarnego samochodem do Miechowa, reszta – w tym ja – jechała pociągiem. Pociągi wlokły się jak żółwie, staliśmy w otwartych wagonach wraz z żołnierzami i uciekającą ludnością ze Śląska.
W Wolbromiu przeżyłam tragedię. Samoloty nieprzyjacielskie bombardowały całą trasę kolejową Wolbrom-Miechów. Młoda, licząca wówczas zaledwie 17 lat, ale zahartowana, pełna zapału i gotowości przenosiłam na noszach wraz ze starszą siostrą i innymi sanitariuszkami rannych żołnierzy, dzieci i matki do szpitala polowego w Miechowie. W Miechowie kazano nam następnym rankiem ruszyć dalej. Doszłyśmy do Wodzisławia k. Jędrzejowa, gdzie zaskoczyli nas Niemcy, wjeżdżając samochodami i na motocyklach. Widok był okropny. Wszystkich mężczyzn (m.in. mojego ojca) zamknięto w kościele, w którym odbywał się remont. Nas sanitariuszy ulokowano w szpitalu polowym (szkoła), gdzie powierzono nam opiekę nad kilkudziesięciu rannymi. Matka moja została zastępcą kierownika szpitala, komendanta Ludwika Wróbla. W trakcie naszej pracy przyjmowałyśmy dodatkowo rannych żołnierzy oraz żołnierzy z rozbitych oddziałów lub tych, którzy stracili łączność ze swą jednostką – udzielając im noclegu.
Po zlikwidowaniu szpitala (chyba 27 IX) wracaliśmy sukcesywnie, czym się dało, do domu. […]
[wrzesień 1939]
Cyt. za: Harcerki 1939-1945. Relacje – pamiętniki, wybór i oprac. Krystyna Wyczańska, współpraca Zofia Florczak, Danuta Januszajtis-Połeciowa, Anna Szolc, Warszawa 1985.